Opowiem wam anegdotkę. Mój Opa wrócił po wojnie na ojcowiznę, na Śląsk opolski z Celle, zniszczył dokumenty świadczące o służbie w Wehrmachcie. Po pobycie w obozie okazało się, że majątek rodziny nie istnieje, piekarnia została przejęta i rozdysponowana polskim repatryjantom. Dostał prace w Nysie, gdzie spotkał repatryjantów z Francji, wschodu i centralnej Polski. Ci ostatni rościli sobie prawo do nazywania siebie polakami. Dyskryminacja Hanysów i Francuzów była na porządku dziennym z racji braków językowych, a jeśli dowiedziano się, że ktoś odsłużył w niemieckiej armii był całkowicie wykluczony i musiał się dobrze pilnować by nie dostać lania. Dziadek nigdy nie nauczył się literackiego języka ale kaligrafował gotykiem, więc pisał propagandowe transparenty, odpuścili mu. Co dziwnego stało się po kilku latach ? Ci zdeklarowani polacy zaczeli kaleczyć swój poprawny język, wtapiając się w śląsko godka i regionalny folklor. Taki urok ma ten Heimat nie ważne, która nacja stara się Go sobie przywłaszczyć, to On bierze sobie ludzi i czyni z nich jeden naród. Tak mówił mi mój Opa Johannes. |