radar
I dlatego RAŚ nie wykrzykuje haseł o niepodległości. A o wolności owszem. Tyle że u nas, na Górnym Śląsku, przyjęło się pojmować wolność raczej jako wolność osobistą a nie narodową.
Bischofswalde, przy całej swej przenikliwości, nie do końca rozumie górnośląską optykę. Inaczej niż dolnośląscy Schlesierzy, poniekąd nam bliscy, nie mieliśmy nigdy państwa narodowego, z którym moglibyśmy się identyfikować na płaszczyźnie emocjonalnej i które w sferze kultury byłoby całkowicie nasze. Wypracowaliśmy zatem stosunek do państwowych tworów pełen dystansu i sceptycyzmu. Nauczyliśmy się żyć niejako mimo państwa. Owszem, ceniliśmy niemiecki Rechtsstaat, co jednak nie oznaczało akceptacji wszystkich aspektów niemieckiej państwowości. Nasz ukształtowany pod panowaniem pruskim i niemieckim legalizm miał podstawy pragmatyczne - my nie będziemy przeszkadzać państwu, państwo nie będzie przeszkadzać nam. Z państwem polskim problem polega na tym, że jego oferta była dotąd mało atrakcyjna. Różnica w stosunku do okresu PRL polega na tym, że dziś mamy czy możemy mieć na nią wpływ. I korzystanie z tej możliwości jest w przekonaniu naszego środowiska optymalnym rozwiązaniem dla Górnego Śląska. Stąd narzucane przez nas górnośląskiemu ruchowi samoograniczenie - wyrzeczenie się haseł separatystycznych i gotowość włożenia pracy w przygotowanie reformy całego państwa, a nie tylko w wyzwolenie naszej krainy z warszawskiego bałaganu. Znaczna część z nas to jednak wciąż owi "Menschen zwischen den Grenzen", bez względu na miejsce zamieszkania. Bischofswalde wychodzi z założenia, że w Niemczech skrzyknęła się grupa ludzi, niecnie ingerujących w porządek prawny RP i instrumentalizujących RAŚ. Tymczasem wpływ RAŚ na IfAS jest zdecydowanie większy niż odwrotnie. IfAS ma w RFN wiele do zrobienia - 100 tysięcy Górnoślązaków zamieszkałych na stałe w regionie, ale przez większą część roku pracujących w Niemczech, nieokreśloną liczbę naszych ziomków, którzy mają prawo do polskiego paszportu i utrzymują kontakty ze swoimi rodzinami w RP lub nawet rozważającymi możliwość powrotu. To wszystko potencjalni zwolennicy autonomii, których bakcylem zarazić można tylko działając w Niemczech. Osobna kwestia do oddziaływanie na niemiecką i europejską opinię publiczną. Ani Merkel, ani Sarkozy czy Obama nie zmuszą Warszawy do nadania regionowi autonomii. Politycy zachodni, wspominając o kwestii górnośląskiej w kontaktach z politykami polskimi, tworzą jednak klimat wokół sprawy. Łatwiej będzie siąść do negocjacji, kiedy sytuacja do tego dojrzeje.
Nie wiem czy wiecie, ale podczas swej wizyty w sejmiku dolnośląskim ówczesny premier Kraju Basków Ibarretxe publicznie oświadczył, że popiera dążenia Śląska do autonomii. Pewnie nie był świadom podziału na Śląsk Dolny i Górny, jednak budujące, że tak prominetny polityk potężnej Baskijskiej Partii Narodowej lojalnie realizował zobowiązania sojusznicze wobec RAŚ. lol


  PRZEJDŹ NA FORUM